Na oficjalnych naradach ludzie władzy wciąż twierdzą, że rewolucja śmieciowa przyniosła pozytywne skutki. Trzeba być ślepcem, głupcem albo politykiem, żeby opowiadać takie bzdury.
TNS Polska zapytał warszawiaków, co myślą o nowych przepisach śmieciowych. Z odpowiedzi wynika jasno, że ludzie chcą kompletnie czego innego niż urzędnicy z ratusza. (wyniki badania TNS Polska) Nie chcą byle jakiej taniochy, martwią się o środowisko, chcą, żeby ich śmieci były zagospodarowane w nowoczesny sposób a nie wywożone za parę groszy na „zwałkę”.
Tego samego chcą firmy, które zainwestowały w nowoczesne metody przetwarzania odpadów i stały się kozłami ofiarnymi nowych porządków. Przegrywają bo chciały lepiej a władza stawia na tych gorszych czyli tańszych.
Na pytanie czy ochrona środowiska w Warszawie powinna być przede wszystkim tania czy przede wszystkim skuteczna, 85% mieszkańców odpowiedziało: „skuteczna”. Dlaczego zatem samorząd stawia wyłącznie na taniochę? Najwyraźniej lokatorzy ratusza nie doceniają mieszkańców, którzy ich wybrali. Władza staje się w ten sposób bardziej populistyczna od ludu. A może powody są inne? Może chęć ratowania komunalnej spółki MPO przed bankructwem jest silniejsza od poczucia przyzwoitość i lojalności wobec wyborców? Wyborców jakoś się zbajeruje a warszawski rynek usług śmieciowych, wart setki milionów złotych rocznie, to łup, którym żal się dzielić.
Gdyby jednak nie udało się wmówić ludziom, że to co robi dla nich władza jest najlepsze i już, pozostaje wcielić w życie stary pomysł Bertolda Brecha: „Czyż nie byłoby prostszym rozwiązaniem,
gdyby samorząd rozwiązał naród i wybrał drugi?” Dodam tylko, że w oryginale to zdanie odnosi się do władz NRD z 1953 roku.