Media i politycy walczą z powodzią. Wszyscy dzielnie osbie radzą, tylko powódź zawiodła. Muszą walczyć z powodzią, której nie ma.
Najtrudniej mają dziennikarze. Przybieranie dramatycznych min i czarowanie pełnym napięcia głosem na tle kilku nędznych kałuż to niewdzięczna robota. Gołym okiem widać, że sprawa jest naciągana. W komantarzach najpierw była mowa o nadchodzącym Armagedonie, a bezpośrednio potem o malejącym zagrożeniu. Słabizna! Parę zalanych piwnic i kilka obrazków spienionej wody. Jak tylko takie będą powodzie to redakcje pójdą z torbami.
Politycy też muszą szyć z niczego. Premier i ministrowie na konferencjach prasowych wyręczają pogodynki. I tak samo jak pogodynki opowiadają historyjki bez znaczenia. Tłumaczą, że nic się nie dzieje, ale z żywiołem żartów nie ma. Jakie to odkrywcze!
Ciekawe, czy ta szajba to efekt zbliżających się wyborów czy stała moda na klęskę?
Dzieciaki są zadowolone, bo lubią biegać w kaloszach i skakać po kałużach. Resztą nie warto się przejmować. Oby tylko dziennikarzom
i politykom napięte w sztucznym grymasie mięśnie twarzy nie popękały!