Politycy zachowują się jak właściciele psów wystawianych do walk. Szczują na siebie zwierzęta, czyli nas, a sami starają się żyć w spokoju.
Napuszczanie Polaków na siebie daje politykom w miarę przyzwoite i stałe dochody oraz prestiż społeczny wynikający z mandatu parlamentarnego. Słowem dobra praca. I niespecjalnie trudna. Wystarczy regularnie wymyślać zagrzewające naród do boju hasła, a media dostarczą to odbiorcom, podkręcając jeszcze i tak napiętą atmosferę.
Naród opluwa się i zagryza się w imię interesów garstki cwaniaków. Z punktu widzenia polityków fantastyczny układ. Trzeba tylko uważać, żeby emocje nie stygły i żeby wciągać w te awantury jak najszerszą rzeszę rodaków. Najlepiej, żeby wszyscy bez wyjątku mieli ugruntowane poglądy i byli gotowi w imię tych poglądów skakać do oczu innym.
Interes polityków jest oczywisty. Trudniej zrozumieć jaki my mamy inters w tym, żeby warczeć na siebie i się kąsać? Dlaczego odpowiada nam rola walczących psów. Dlaczego musimy być po ktorejś stronie? Nie wystarczyłoby wstać rano, iść do pracy, płacić podatki i dbać o rodzinę? A całą resztę mieć w …?